czwartek, 27 czerwca 2013

004.



Kilka miesięcy później powiedziałaś mi, że jesteś w ciąży. Teraz to ja skakałem z radości. Zacząłem naprawdę wariować. Powiedziałem ci, że masz ze mną zamieszkać. Podeszłaś do tego sceptycznie jednak ostatecznie udało mi się ciebie do tego namówić.  Wprowadziłaś się do mnie, a Billa można powiedzieć, że wyrzuciłem do twojego mieszkania. Jak mówił, bardzo mu się podobało, więc z chęcią się tam przeniósł z setką swoich walizek jakie posiada.
Zacząłem urządzać pokoik dla naszego dziecka. Kiedy pomalowałem ściany na niebiesko, ty oznajmiłaś mi, że to będzie dziewczynka. To a piać, od nowa zacząłem malować… na fioletowo. Tak czułem, że ten kolor spodoba się i tobie i naszej córce. Z każdym miesiącem miałaś coraz większe zachcianki. Zrezygnowałaś z pracy, a raczej twój szef cię wyrzucił, bo jesteś w ciąży. Obiłem mu trochę twarz, jednak i ja nie obyłem się bez draśnięć. Kiedy po tym przyszedłem do domu, opatrzyłaś mnie, mówiąc, co ja najlepszego zrobiłem.
Poczułem się jak twój mężczyzna, który powinien bronić swojej kobiety. Każdy chyba tak powinien postąpić na moim miejscu.  Łuk brwiowy był trochę „rozwalony” jednak to nie przeszkadzało mi koncertować. Dało się to jakoś zamaskować,  dzięki kochanej i niezastąpionej Natalie.
Kiedy byłem w trasie, dzwoniłem co kilka godzin. Tęskniłem bardzo, jednak musiałem pracować dla nas. Nie to, że robiłem to  z przymusu, bo kocham muzykę, jednak świadomość tego, że byłem z dala od ciebie, serce mi się krajało. Podczas przerwy w trakcie koncertu w Monachium, zadzwonili do mnie ze szpitala w Magdeburgu. Właśnie rodziłaś, a mnie przy tobie nie było. Naprawdę fatalnie się czułem, że nie mogłem cię wspierać.
Kiedy dwa dni później przyjechałem do ciebie, zrozumiałaś to. Jednak wiem, że i tak było ci smutno i ciężko beze mnie. Wciąż źle mi się z tym żyje.  Pielęgniarka przyniosła do ciebie naszą córeczkę. Spytałaś się wtedy, czy chce ją potrzymać.
- Jeszcze zrobię krzywdę tej kruszynce – powiedziałem, a ty się zaśmiałaś. Kazałaś mi usiąść obok siebie na szpitalnym łóżku i dałaś mi naszą córkę.  Była taka malutka. Rączki miała takie malutkie, że bałem się ich nawet dotknąć, by czegoś nie uszkodzić. Rozbawił cię ten widok, jednak też i rozczulił. To piękne uczucie kiedy trzymasz w swoich rękach taką kruszynę, dla której będziesz rodzicem. Coś czego chyba nawet nie da się opisać słowami. Trzeba to poczuć.
Byłem z ciebie taki dumny, że pomimo braku mojego wsparcia, poradziłaś sobie i wydałaś na świat tak piękną istotkę jak Emilia Kaulitz. Nadałaś jej moje nazwisko z czego również jestem dumny. Nie mamy ślubu, ani nawet nie byliśmy narzeczeństwem, jednak dałaś jej moje właśnie nazwisko. Wiedziałaś, że kocham cię całym sercem tak jak i naszą kruszynkę.
Kiedy wpisali się ze szpitala, pamiętam, że byłaś bardzo blada. Upierałem się byś została jeszcze, jednak nie chciałaś. Mówiłaś, że wszystko jest w porządku.
Pokój Emilii był w pełni gotowy, jednak wiem, że nie mogła w nim wtedy być. Była zdecydowanie za mała, dlatego też łóżeczko przeniosłem do naszej sypialni.
Co do nocnego wstawania zmienialiśmy się. Chodziłem potem cholernie nie wyspany, jednak takie są uroki bycia rodzicem i nic na to nie można zaradzić.

Z każdym dniem było ci lepiej, a nasza kruszynka rosła jak na drożdżach. Nim się obejrzałem a minął rok. Zadzwonili do ciebie z Hiszpanii, że musisz jechać na pogrzeb matki. Ja nie mogłem się ruszać, gdyż musiałem stawiać się na próbach. Wynajęłaś opiekunkę dla Emilii i odwiozłem cię na lotnisko.
Nie wiedziałem jak mam cię pocieszyć. Wiedziałem, że miałaś dobry kontakt z mamą i bardzo ją kochałaś. Wysyłałaś jej zdjęcia naszej córki jak i nasze. Co prawda nie pochwalała twojego życia bez ślubu, jednak zrozumiała, że to twoje życie i robisz z nim co chcesz.
Odprowadziłem cię na terminal i czule pożegnałem. Zapłakana pomachałaś mi za kontrolą paszportową. Czekałem po drugiej stronie aż twój samolot wystartuje.
Godzinę później wzbiłaś się w powietrze a ja wsiadłem do samochodu i odjechałem.
Już tęskniłem, ale wiedziałem, że na ten czas jedyną osobą jaka mi pozostała będzie naszą córeczką.
Wróciłem do domu i zwolniłem opiekunkę. Zapłaciłem jej, mając Emilię na rękach. Bardzo lubiła to, wiesz? Na pewno to wiedziałaś. Byłaś jej matką.
Zacząłem ją karmić, kiedy w telewizji pokazał się komunikat o rozbiciu samolotu. Moje serce stanęło, gdy okazało się, że to był twój lot i prawdopodobnie nikt tego nie przeżył.
_______
przedostatnia część.
Totalnie odechciewa mi się wszystkiego. :C

2 komentarze:

  1. I czemu ją zabijasz :( Było tak pięknie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Poważnie? Nikt? ;o Nie no, ja nie wieeerzę! Wiesz, często jest tak, że media podają jedno, a dzieję się drugie. taka ciekawostka związana z tym, co przed chwilą napisałam: czy wiesz, że ponoć w kilka chwil po katastrofie smoleńskiej wcale nie było tak, że nikt nie przeżył? Ponoć komuś się udało. Inna rzecz, że tak czy siak zmarł, ale nie od razu, przynajmniej tak słyszałam. Także ten, ja nie wierze, że ona nie żyje ;c Czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń