Bardzo
krótko zajęło nam poznanie się dostatecznie by spotykać się tak na serio. Bill
nie mógł doczekać się kiedy cię pozna.
Cały czas marudził mi nad uchem, co ledwo już znosiłem.
Na pewno
pamiętasz swoją reakcję na to, że chciałem przedstawić cię bratu. O mało nie
dostałaś zawału, jednak w jakiś sposób ucieszyłaś się. To z mojej strony było
przyznaniem się do czegoś nad czym pracowaliśmy w sumie cztery miesiące. Nigdy u mnie nie byłaś, do tamtego czasu
dlatego postanowiłem, że po ciebie przyjadę. W twoim mieszkaniu byliśmy
kilkakrotnie. Było bardzo przytulne i świetnie się w nim czułem, co chyba
zauważyłaś. Ubrałem ciemne dżinsy, białą koszulkę z krótkim rękawem i na to
koszulę, czarną z kołnierzykiem. Był to dość ważny wieczór, dlatego też tak się
ubrałem. Jednak kiedy cię zobaczyłem, w
różowej sukience do kolan z czarnym paskiem wokół talii, o mało nie
wjechałem w latarnie przed twoim domem. Wyglądałaś świetnie i od tamtej pory ta
sukienka jest moja ulubioną. Wsiadłaś do samochodu i pocałowałaś mój policzek.
Uważałaś, że cztery miesiące to wciąż za krótko na coś poważnego, jednak ja
chciałem już działać. Wiesz, że jestem niecierpliwą osobą. Zawróciłem przed
twoim domem i pojechaliśmy do mnie. W progu Bill cię do siebie przytulił.
Czasem był zbyt wylewny w uczuciach. Znał cię tylko z moich opowieści, a kiedy
cię zobaczył, aż się zdziwił, że ja mogę mieć normalną dziewczynę. Właściwie to
nie dziewczynę, a przyjaciółkę, jednak to miało się lada chwila zmienić.
Zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść
potrawy przygotowane przez Billa. Nie powiem, przyłożył się chłopak do
gotowania. Szkoda, że nie jest tak na co dzień. Raz czegoś w ogóle nie doda,
raz coś przypali. Czasem się zastanawiam, po kim on taką niezdarą jest. Siedziałaś naprzeciwko mnie. Widziałem w twoich
oczach, że byłaś lekko przejęta tym wszystkim. Jednak kiedy Bill poszedł do
łazienki, wziąłem twoją dłoń i prosiłem byś tak się tym nie przejmowała, że to
tylko zwykła kolacja. Wtedy też spytałem się, czy nie chciałabyś czegoś więcej,
by było między nami.
-
Spróbowałabym – odpowiedziałaś swoim anielskim głosem, a ja z radości wstałem
od stołu i wpiłem się w twoje malinowe usta. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem
na ziemi. Teraz już tylko z tobą chciałem być. Tylko i wyłącznie z tobą. Dzięki tobie trochę zmądrzałem. Zacząłem spoglądać
na świat już jako dorosły człowiek, nie jako gówniarz. To prorokowało czymś co
odmieni mnie na cały życie. I to ty jesteś mi do tego życia potrzebna. Przez te
cztery miesiące zrozumiałem, jak jest mi ciężko jak ciebie obok mnie nie ma.
Znaliśmy się
niemal co do nitki. Wiem, że uwielbiasz piłkę nożną i jesteś kibicem Malagi.
Klubu, w mieście którego się wychowałaś. Obiecałaś mi, że kiedyś tam pojedziemy
i poznam te twoje „rejony” w których wychowują się tak piękne istoty jak ty.
Po kolacji,
która była dla nas początkiem czegoś nowego, wznieśliśmy toast.
- Za nas –
powiedziałem wtedy, a na twoje policzki wskoczył delikatny rumieniec. Chyba nie
byłaś do czegoś takiego przyzwyczajona. Miałem to zmienić i chyba mi się to
udało.
Jakiś czas
później, wparowałaś do mojego domu i zaczęłaś krzyczeć po hiszpańsku. Dzięki
twoim małym naukom zrozumiałem do dziesiąte słowo, a to wielki sukces.
- Możesz
jaśniej? – spytałem, wyłączając telewizor. Rzuciłaś we mnie gazetą, w której było moje zdjęcie z jakąś
modelką, której imienia nawet nie zapamiętałem.
- Ja się
pytam, możesz jaśniej? – stałaś nade mną zniecierpliwiona.
-Elena –
zacząłem i wstałem z kanapy. Byłaś ode mnie o pół głowy niższa, ale nie
przeszkadzało ci to. Zawsze lubiłaś wysokich facetów. – Jost mi kazał co jakiś
czas robić wokół siebie jakiś szum. Wszyscy na świecie wiedzą jaki ze mnie typ
faceta. Lubię dziewczyny, a raczej lubiłem. Teraz mam tylko ciebie. – chciałem
dotknął twojej dłoni, jednak wyrwałaś ją.
- Wciąż nie
rozumiem – powiedziałaś dobitnie, a ja tylko głośno westchnąłem.
- Co jakiś
czas będę się pokazywał z jakimiś straszydłami, by wzbudzić jakieś plotki.
Przez to wzrasta zainteresowanie zespołem. Nie chciałem ciebie w to wciągać, bo wtedy media nie dałyby nam
żyć. A tak to mamy wolną rękę – wyjaśniłem i widziałem, jak ta wersja bardziej
do ciebie przemawia. Zrozumiałaś wszystko, chociaż lubiłem jak byłaś o mnie
zazdrosna. Gadałaś wtedy po hiszpańsku jak najęta, jednak nie przeszkadzało mi
to. Hiszpański w twoim wykonaniu coraz bardziej mi się podobał.
- Czyli
zrobiłeś to dla dobra naszego i zespołu, tak? – upewniłaś się. Przytaknąłem,
przytulając ciebie do siebie.
- Ale nie
będzie żadnych buziaków, gadania czegoś romantycznego na ucho, a co gorsza
nocnych schadzek z tymi… - znów się nakręciłaś i zaczęłaś mówić co drugie słowo
po hiszpańsku. Zaśmiałem się i zaprzeczyłem. Obiecałem sobie i tobie, że nie
będzie zdrad. Ja swojego dotrzymuję.
________
no i jest dwójka. Trochę późno, ale jest :)
Mi się osobiście podoba to opowiadanie.Czuję je sercem :)
No mi też się podoba ten odcinek, bo jak napisany przez takiego Wieśniaka to jest bardzo dobry :D Pisz kolejny! :) :*
OdpowiedzUsuń"Znaliśmy się niemal co do nitki" - tego nigdy nie słyszałam :D
OdpowiedzUsuńWiesz co? Z takim... stylem się jeszcze nigdy nie spotkałam. To znaczy może nie tyle stylem, co perspektywą. Jest bardzo ciekawa, nie powiem, że nie! 'ja swojego dotrzymuje'? To znaczy że ona ma coś na boku? czy może on się łudzi? xd No nic, czekam na nexta i pozdrawiam! :D